Już od dawna wielu znajomych namawiało mnie do spisania przypadków, z którymi przez ponad dwadzieścia pięć lat zetknąłem się jako świadek, a często i bezpośredni uczestnik, wdrażania systemów informatycznych. Ci co bardziej szaleni twierdzili nawet, że powinienem napisać na ten temat książkę, bo na pewno znalazłyby się osoby, które przeczytałyby ją z zainteresowaniem. Myślałem wtedy, fakt – byłoby o czym pisać, ale już po chwili, że po pierwsze żaden ze mnie pisarz, a po drugie ciągły brak czasu.
Z uwagi na swoją profesję, muszę być na bieżąco z wiedzą o sposobach i kierunkach usprawniania organizacji oraz stosowaniu rozwiązań informatycznych, bez których zmiana jakości funkcjonowania nie jest już dzisiaj możliwa. Czytam mnóstwo publikacji i wypowiedzi oraz słucham wielu wystąpień i prezentacji, często tych zagranicznych, głównie amerykańskich. Spotykam się z wieloma ludźmi z branży.
W efekcie – sam już nie wiem, czy z bezsilności, rozczarowania, a może rozbawienia, ale postanowiłem wrócić do pomysłu i opisać kilka przypadków z życia wdrożeń systemów informatycznych, pod tytułem „Miniatury wdrożeniowe”.
Pewnie wiele osób zada pytanie, po co i komu ma to służyć? Przecież „już wszystko o tym powiedziano i napisano (do czego się z resztą sam trochę przysłużyłem)”, „każdy przypadek trzeba rozpatrywać w kontekście”, „co u jednych, to nie u drugich”, „specyfika (słowo klucz w Polsce)”, itd. Pewnie wszystko to prawda. Pytanie tylko, skoro wszyscy już wszystko wiedzą, a każdy na wdrożeniach systemów zna się tak dobrze jak na piłce nożnej, czy ostatnio himalaizmie – to dlaczego z tymi wdrożeniami, jest jak (średnio) jest?
„Miniatury wdrożeniowe” powstały, by w krótkich słowach (stąd Miniatury) i na konkretnych przykładach:
- pomóc menedżerom przedsiębiorstw oraz dostawcom rozwiązań informatycznych zrozumieć mechanizmy, które stoją za zakupem i sprzedażą technologii informatycznych, a potem ich wdrożeniem i utrzymywaniem;
- pokazać, jak duża jest przepaść (a mam wrażenie, że staje się coraz większa) pomiędzy percepcją użytkowników rozwiązań informatycznych, a przekazem ze strony ich dostawców, by jakoś termu zaradzić;
- poddać wątpliwość realnemu zastosowaniu treści publikacji, poradników i raportów, wypowiedzi i prezentacji, które niestety w niewielkim stopniu docierają i są stosowane w życiu przedsiębiorstw wdrażających systemy;
- wykazać, że często niewielkie, mało dostrzegalne szczegóły, decydują o powodzeniach lub porażkach wdrożeń systemów informatycznych.
Proszę mi wybaczyć za ten, być może przydługi, wstęp. Bez niego trudno byłoby jednak rozpocząć ten cykl i mieć nadzieję, że zostanie właściwie odebrany. Jeśli ktokolwiek z Państwa odnajdzie w tych tekstach swoją osobę lub swoje przedsiębiorstwo to oświadczam, że jakakolwiek zbieżność osób, miejsc, zdarzeń i przedsiębiorstw opisywana przeze mnie jest absolutnie przypadkowa.
Na początek proponuję coś lekkiego i śmiesznego (jak dla kogo). Zachęcam do lektury!
Swój Chłop
Historia miała miejsce w przedsiębiorstwie produkcyjno – usługowym, wytwarzającym i wdrażającym rozwiązania logistyczne dla przedsiębiorstw przemysłowych. Członkowie Zarządu przedsiębiorstwa, postępując z zasadami profesjonalnego podejścia do tematu, zlecili realizację procesu wyboru systemu ERP firmie doradczej. Wybór systemu ERP został poprzedzony analizą i optymalizacją procesów biznesowych; określeniem wymagań funkcjonalnych i niefunkcjonalnych dla systemu i dostawcy usług towarzyszących; opracowaniem krótkiej listy ERP i doborem ich dostawców; wielogodzinnymi prezentacjami i w końcu, pozyskaniem i oceną ofert. W wyniku wielowymiarowego i rzetelnego porównania danych przez firmę doradczą, ranking najlepszych rozwiązań wskazał na dwóch liderów, przy czym rekomendację lepszego rozwiązania uzyskał dostawca, który wykazywał przewagę w zakresie wyższego pokrycia funkcjonalnego, lepszych referencji oraz skuteczniejszego podejścia do wdrożenia (metodyki). Przewagą drugiego była wyłącznie niższa cena.
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, dostawcy rozpoczęli serię spotkań z Zarządem przedsiębiorstwa, by przekonać ich do swoich racji i podpisać umowę. Zarząd, z jednej strony kusiła perspektywa niższej ceny, ale z drugiej lepszy system, bliższe ich profilowi referencje i sposób wdrażania.
W rezultacie, Panowie z Zarządu podjęli decyzję o wyborze i wdrożeniu drugiego w rankingu systemu ERP, czyli zadecydowali – wbrew racjonalnym i mierzalnym argumentom, za drugim rozwiązaniem.
Już po podjętej decyzji, firma doradcza usłyszała od Panów z Zarządu, co następuje: „bardzo Państwu dziękujemy za wykonanie dobrej roboty. Wybraliśmy jednak drugą w kolejności firmę, ponieważ przekonały nas do siebie reprezentujące ją w rozmowach Panie. Podczas spotkań zachowywały się swojsko i po naszemu, czyli jak Swój Chłop. Nie możemy tego powiedzieć o drugiej firmie, pewnie i lepszej, ale reprezentowanej przez typowych korpo ludków w krawatach. Wolimy swojaków”.
Po czterech miesiącach Zarząd przedsiębiorstwa rozwiązał umowę z tym dostawcą i podpisał umowę z drugim. Powodem było niezadowolenie i rozczarowanie z podejścia do wdrożenia, opartego na uruchamianiu modułów systemów, a nie procesów biznesowych… Do dzisiaj, a minęło już sporo lat, przedsiębiorstwo korzysta z „przegranego” systemu ERP.