Całkiem niedawno zostałem zaproszony przez Pana Prezesa Zarządu jednego ze znaczących przedsiębiorstw przemysłowych w Polsce, by spotkać się i porozmawiać o kierunkach rozwoju obecnie wykorzystywanych rozwiązań informatycznych. Zarząd dostrzegł galopujący rozwój technologii informatycznych, z których – w większym stopniu niż dotychczas, chciałby skorzystać.
Na początku spotkania Członkowie Zarządu postanowili pochwalić się obecnym poziomem zaawansowania i stosowania systemów informatycznych w przedsiębiorstwie. Zobaczyłem na slajdach strukturę aplikacji informatycznych, poziom ich wykorzystywania w obsłudze procesów wewnętrznych oraz wymiany danych z otoczeniem przedsiębiorstwa. A na koniec – zauważone przez Zarząd, zmiany zachowania klientów oraz partnerów biznesowych, które powodują konieczność pewnych dostosowań w funkcjonowaniu aplikacji biznesowych. Ostatni slajd prezentacji nie pozostawił wątpliwości – „mamy topowe, efektywne i skuteczne rozwiązanie informatyczne, co czyni nas gotowymi do zrobienia kolejnego kroku” (napis brzmiał inaczej, ale wydźwięk pozostał…).
„Napiętnowany” ponad 25-letnim doświadczeniem w stosowaniu systemów informatycznych w zarządzaniu przedsiębiorstwami (w tych okolicznościach traktuję to jako wadę, bo gdyby nie to, wyjechałbym ze spotkania z „achami i ochami” na ustach), poprosiłem Pana Prezesa o możliwość wizji lokalnej jego zakładu. Skoro miałem pomóc w „postawieniu kolejnego kroku”, chciałem przekonać się naocznie na ile świadomość i znajomość materii przez Zarząd jest zgodna z realiami pracy m.in. w planowaniu produkcji, dziale konstrukcyjno-technologicznym, sprzedaży, czy w controllingu. Mam nadzieję, że Panowie z Zarządu nie obrazili się, ale poprosiłem ich, by w tym czasie poszli na lunch. Towarzyszył mi Dyrektor ds. Informatyki.
No cóż, postaram się opisać swoje doświadczenia i usłyszane opinie (poza wulgaryzmami, których nie przytoczę) w kolejnych odcinkach Miniatur Wdrożeniowych.
Gdybym chciał to zrobić teraz, zaburzyłbym ich intencję, zanudzając Was wielostronicowym artykułem. To tylko krótko. Po godzinie rozmów z kilkoma osobami, odniosłem wrażenie, że to przedsiębiorstwo to „matrix dwóch światów”, jednego – Zarządu, drugiego – pracowników i ich codzienności.
Po powrocie na spotkanie, musiałem zburzyć pojęcie „solidności i skuteczności” w rozumieniu Członków Zarządu i postawić ich na ziemię (na szczęście Panowie nie mieli rozbujanego ego, inaczej nie wyszedłbym stamtąd bez uszczerbku na psychice). Zamiast „postawienia kolejnego kroku” w rozwoju systemu informatycznego, umówiliśmy się z Panami z Zarządu na … zrobienie kilku kroków wstecz.
Szanowny Zarządzie, nie inwestuj w systemy informatyczne, by inwestować. Z dużym prawdopodobieństwem Twoje podwórko nie jest dość posprzątane i gotowe, by je rozbudowywać. Wstrzymaj się, przemyśl raz jeszcze i wtedy podejmij działania.
PS. Osiągnięcie kolejnego pułapu, przekroczenie następnej bariery w stosowaniu rozwiązań informatycznych w zarządzaniu przedsiębiorstwem, wymaga rzetelnej – najlepiej niezależnej analizy i diagnozy. To nie pierwsze przedsiębiorstwo, które obwieściło sukces wdrożenia systemu. Przez wiele lat inwestowało w jego utrzymanie i rozwój – a na koniec zbudowało na tyle niestabilny fundament, że niebezpiecznie stawiać na nim kolejne ściany i piętra…